stanzag stanzag
5091
BLOG

Twórca raportu Millera, Stanisław Żurkowski, mija się z faktami

stanzag stanzag Rozmaitości Obserwuj notkę 76

Nieco wirtualny dotychczas zespół Macieja Laska może już działać na materiałach wyprodukowanych przez komisję Millera. Ministrowie transportu i obrony wydali w tym celu specjalne rozporządzenie. Czego pan się spodziewa po ludziach, którzy przygotowali raport Millera? Jak może wyglądać ta ich „ofensywa przeciw kłamstwu”?

Stanisław Zagrodzki, kuzyn śp. Ewy Bąkowskiej, która zginęła w katastrofie smoleńskiej: Czy to ma jakieś znaczenie? Z tego, co widać w raporcie, to wiedza tam zawarta raczej nie jest porażająca. Tworzenie jakiegoś specjalnego rozporządzenia, by zespół pana Laska mógł się wypowiadać w oparciu o dokumenty komisji, jest po prostu śmieszne. Chyba wiedzieli, co napisali, podpisali i jakimi materiałami dysponowali. To są zabiegi raczej bliższe socjotechniki niż rzeczywistości.

 

W raporcie Millera i w jego załącznikach tych najważniejszych badań brakowało albo miały one dość ograniczoną – mówiąc delikatnie – wiarygodność. Choćby dlatego, że były ordynarnie przepisane od Rosjan.

Sam raport jest tak doskonały, jak doskonałe były materiały, na których się oparł. A ponieważ były one dziurawe jak sito, trudno mówić, że można na ich podstawie coś ustalić. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że wówczas, gdy komisja kończyła swoją pracę, wielu materiałów z Rosji nie było nawet w prokuraturze – choćby dotyczących wielu ciał ofiar, badań związanych z ewentualną obecnością materiałów wybuchowych czy nawet dokładnej oceny wraku. Trzeba pamiętać, że szczątki samolotu były oceniane przez Rosjan dopiero 16 września 2010 roku i później, a polscy śledczy otrzymali dokumentację na ten temat po zakończeniu pracy Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.

 

Członkom KBWLLP najwyraźniej to nie przeszkadza. Stanisław Żurkowski, ważny członek komisji Millera 31 października mówił w „Gazecie Wyborczej”: „Anatomopatolodzy podczas sekcji zwłok nie stwierdzili żadnych śladów charakterystycznych dla wybuchu i pożaru, czyli spalonych włosów, opalonych brwi i rzęs, przypalonej czy oparzonej skóry. I ubrania nie nosiły żadnych śladów charakterystycznych dla wybuchu i pożaru.” Czy pana wiedza odpowiada temu opisowi?

W tym zakresie Pan Żurkowski - mówiąc bardzo eufemistycznie - minął się z faktami. Zarówno komisja, jak i prokuratura już w tym czasie, gdy kończyły się prace komisji Millera, miała dokumenty świadczące o tym, że teren pożaru był dość rozległy, a ciała posiadały – to też eufemizm – charakterystykę oparzeniową. Były ciała, na których ewidentnie stwierdzono spalone ubrania. W związku z tym trudno mi się zgodzić z tym, że anatomopatolodzy podczas sekcji niczego nie stwierdzili w zakresie śladów charakterystycznych chociażby dla pożaru. Na pewno były i spalone włosy i opalone brwi i oparzona skóra. Rzeczywistość diametralnie różni się od tego, co opowiada członek komisji Millera. Wolałbym nie mówić o szczegółach, bo to kwestie bardzo bolesne dla rodzin. Ale wydaje się, że panu Żurkowskiemu najzwyczajniej w świecie trzeba udowodnić przed sądem, że w tak ważnej i bolesnej sprawie kłamie.

 

Dlaczego pana zdaniem Żurkowski mówi takie rzeczy? Czy może chodzić o brak wiedzy – ktoś mógł ukryć przed nim jakieś fakty?

Pan Żurkowski był szefem komisji technicznej. Teoretycznie mógł nie widzieć wszystkich dokumentów dotyczących ciał ofiar katastrofy. Zajmował się raczej załogą samolotu. Ale musiał mieć wgląd w dokumenty sporządzone przez Rosjan na miejscu katastrofy, które całkiem obrazowo opisują miejsce zdarzenia - zarówno ciała, jak i fotele oraz inne elementy wyposażenia wnętrza. Nie wierzę więc, by nie miał odpowiedniej wiedzy. Jego słowa to kolejna próba wpuszczenia w przestrzeń publiczną czegoś, co w założeniu ma udowodnić nieprawdziwość informacji o możliwości jakichkolwiek wybuchów. Najlepszym tego dowodem jest to, co komisja zrobiła z badaniami firmy SmallGis. By wyeliminować tzw. „spiskowe teorie” zmieniono w tłumaczeniu słowo „wybuch” na „pożar”. Pytam więc: skoro wiedzieli, jakie są strefy pożarów, to dlaczego chcą ukryć resztę wiedzy? Przecież w takim wypadku można się spodziewać, że naturalną konsekwencją takich zdarzeń będzie opalenie części elementów wyposażenia, jak również tego, że część ofiar będzie nosiła ślady działania ognia.

 

Był pan obecny na niedawnym spotkaniu z członkami komisji Millera w redakcji „Gazety Wyborczej”. Stała się tam rzecz niebywała. Tzw. „eksperci” przekonując o obecności generałów w kokpicie przywołali słowa ze stenogramu fałszując je. Stwierdzili mianowicie, że z ust jednego z członków załogi pada sformułowanie: „wchodzą generałowie”. Sala bardzo żywiołowo zaprotestowała przeciw temu kłamstwu, prostując, że na stenogramie jest jedynie słowo „generałowie”, nie wiadomo, w jakich okolicznościach wypowiedziane. Siedzący za stołem odrzekli na to, że w takim razie chodzi o wypowiedź „Uwaga, generałowie”. Też kłamliwą. Słowa „uwaga” tam nie ma! To uderzające, bo ich przeinaczenia bardzo łatwo zweryfikować.

Na nagraniu z tego spotkania słychać mój głos, bo to ja zaprotestowałem przeciw używaniu tego typu sformułowań. Ani w ich ekspertyzie z nagrań czarnej skrzynki, wykonanej przez policję, ani w tej z instytutu im. Sehna nie ma żadnych śladów dotyczących generała Błasika. W ekspertyzie komisji jest jeszcze mniej, bo nie odnotowano nawet słowa „generałowie”. Ci panowie najzwyczajniej w świecie nagięli rzeczywistość rozpisując role w kabinie na podstawie nieistniejących wypowiedzi. To jest jednoznaczny fałsz. Nie mogłem dopuścić do tego, by bez protestu stawiano takie tezy. Panowie nie chcieli się jednak z tego wycofać. Konfabulowali dalej.

 

Tam nie ma żadnego kontekstu, nie wiadomo, kto wypowiedział te słowa i w jakich okolicznościach.

W ekspertyzie jest powiedziane, że jeden z mikrofonów zbierających głosy w kabinie jest umieszczony na pulpicie mechanika niedaleko końca kokpitu i zbiera również część odgłosów z przedsionka za kabiną. Być może nawet został zarejestrowany głos kogoś, kto chciał skorzystać z toalety. Jestem chyba jedyną osobą z rodzin, która była na tym spotkaniu. Po tym, co tam usłyszałem oraz po październikowej publikacji w „Gazecie Wyborczej”, noszę się z zamiarem zafundowania panu Żurkowskiemu, jak i autorce wywiadu wyprawy do sądu. Ta rozmowa była żałosna.

 

I tak moglibyśmy wymieniać kolejne nieścisłości podawane przez komisję Millera. Niektóre punktuje prokuratura – jak wysokość złamania brzozy.

Ha, brzoza co rok rośnie o metr! Gdy zobaczyłem, że urosła do 7 metrów 70 centymetrów, to się roześmiałem. Myślę, że kwestia pomiarów jest już chyba ostatecznie wyjaśniona. Możemy zakładać, że faktycznie chodzi o wysokość 150 cm wyższą niż podała w swoim raporcie KBWLLP. To jednoznacznie świadczy, że komisja niczego nie robiła osobiście i pokazuje sposób tworzenia tego raportu. Jest on oparty o raport MAK, o rosyjskie niepełne ustalenia. To poważny problem. Ja bym się wstydził podpisać pod czymś takim, nie mając pewności, że to, co znalazło się w dokumencie, jest prawdą.

 

Marek Pyza dla wPolityce.pl 

stanzag
O mnie stanzag

Chodzę pod prąd i myślę inaczej niż obecna większość wyborców.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości