stanzag stanzag
7724
BLOG

Smoleńsk: Kilka uwag do pracy biegłych.

stanzag stanzag Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 21

W praktyce sądowo-lekarskiej od lat uznaje się, iż tlenek węgla do organizmu człowieka dostaje się wyłącznie przyżyciowo, poprzez drogi oddechowe. Inne mechanizmy łączenia się z hemoglobiną zawartą we krwi czy mioglobiną z mięśni np. poprzez dyfuzję, mają mniejsze znaczenie nawet wówczas, gdy ciało człowieka w wyniku zdarzenia zostaje rozfragmentowane. Dla potwierdzenia tej wiedzy w Katedrze i Zakładzie Medycyny Sądowej AM w Lublinie zostały przeprowadzone badania nad zjawiskiem pośmiertnej dyfuzji tlenku węgla (G. Teresiński, G. Buszewicz, R. Mądro Pośmiertna dyfuzja tlenku węgla do mięśni i krwi - badania wstępne. Medycyna Sądowa i Kryminologia 1/2004)

Celem pracy było wyjaśnienie, czy pośmiertna dyfuzja tlenku węgla (CO) może w istotny sposób wpływać na wyniki oznaczeń poziomu karboksyhemoglobiny (COHb) oraz karboksymioglobiny (COMb). W przeprowadzonych doświadczeniach użyto preparatów skórno-mięśniowych i mięśniowych pobieranych ze zwłok prawidłowo zbudowanych osób dorosłych. Na przygotowane preparaty oddziaływano blisko 100% tlenkiem węgla (CO) przez 24 godziny w temperaturze pokojowej. Do oznaczenia poziomu COHb i COMb wykorzystano chromatografię gazową z detektorem płomieniowo jonizacyjnym (GC/FID) przy zastosowaniu techniki head-space. W wyniku przeprowadzonych badań stwierdzono, że skóra znacząco ogranicza dyfuzję tlenku węgla (CO), który przenikał w niewielkim stopniu jedynie do powierzchownej warstwy pokrytego nią mięśnia, nie wpływał zaś na poziom karboksyhemoglobiny (COHb) we krwi znajdującej się pod 4,5 centymetrową warstwą. Również w przypadkach, gdy ekspozycji poddany był nieosłonięty mięsień, dyfuzja tlenku węgla (CO) była ograniczona, ponieważ stężenie karboksymioglobiny (COMb) w jego powierzchownej warstwie wynosiło maksymalnie tylko 7,6% i nie wykazano dyfuzji do warstw głębszych, co dowodzi, że warstwa 1,5 cm mięśnia chroni przed tlenkiem węgla (CO) warstwy głębsze. Również zwęglenie i koagulacja termiczna powierzchownej warstwy mięśni nie zmieniała w sposób uchwytny stopnia wysycenia przez CO mioglobiny zawartej poniżej skoagulowanej warstwy. Wynika z tego że nawet w przypadku zwęglonych zwłok, wyniki oznaczeń COHb i COMb z prawidłowo pobranego materiału sekcyjnego – spod warstwy zwęglonych i skoagulowanych tkanek – możliwe jest ustalenie, czy ofiara żyła w momencie wybuchu pożaru. Jedynie membrana ze skóry pozbawionej całkowicie podściółki tłuszczowej (w wyniku zeskrobania) nie stanowiła dostatecznej bariery dla umiarkowanej dyfuzji do zlokalizowanej pod nią warstwy krwi.

Mając na uwadze omówioną pracę i wnioski z niej płynące zastanawia mnie czemu ma służyć uwaga ekspertów IES zawarta w opinii toksykologicznej, iż „przy badaniu materiału biologicznego pobranego od ofiar wypadków czy katastrof należy uwzględnić również możliwość dyfuzji CO w przypadku zwłok rozfragmentowanych.” Czyżby biegli mieli obiekcję co do wiedzy i działań zgodnych z zaleceniami podczas pobrania próbek przez rosyjskich zawodowców i woleli się zabezpieczyć? Czy może dla tego, że trzeba było coś dać prokuratorom by opinia nie wywołała popłochu w szeregach zwolenników oficjalnej wersji o 100% sprawności maszyny do momentu zderzenia z botaniką.

Równie intrygująco wygląda zaproponowana przez specjalistów krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. Prof. dra Jana Sehna wysokość poziomu tlenku węgla u osób nałogowo palących – 15%. Choć kłóci się to z dostępną literaturą polską i zagraniczną, gdzie statystyczny poziom COHb stwierdzany u osób ze sportowym zacięciem do palenia papierosów nie przekraczał 12%. Czyżby eksperci nie otrzymując danych z wywiadu środowiskowego od zleceniodawcy i miast wezwać do uzupełnienia informacji przed sporządzeniem opinii, ustalili z płatnikiem, że wystarczy podrasować nieco normy palaczy i w ten sposób wyposażyć prokuraturę w kolejne narzędzie do uspokajania opinii publicznej, sugerując tym samym, że w czasie lotu na pokładzie urządzono palarnię.

Dla Przypomnienia dodam tylko, że oba podarowane artefakty prokuratorzy skrzętnie próbowali już wykorzystać na zorganizowanej w dniu 7 kwietnia 2014 konferencji dla dziennikarzy.

Jeszcze lepiej wygląda praca zespołu biegłych medycyny sądowej pod światłym przewodnictwem Pani Basi z Wrocławia. W audycie rosyjskiego materiału sądowo lekarskiego dotyczącego ciała sektor 5 nr 19, na stronie 29 w następujących słowach odniesiono sie do badania toksykologicznego zarejestrowanego w laboratorium pod numerem 1568-x, a ponieważ sprawa jest śmiertelnie poważna i nie chce być posądzany o manipulowanie to nadmieniam, że poniższy cytat stanowi całość opinii dotyczącej rzeczonego badania toksykologicznego.

Pobraną podczas sekcji zwłok próbkę krwi przebadano metodą spektrofotometryczną na zawartość hemoglobiny tlenkowęglowej. W badanej próbce wykazano obecność hemoglobiny tlenkowęglowej. We wnioskach z badania napisano „(…) we krwi zwłok stwierdzono obecność karboksyhemoglobiny w ilości nie mającej znaczenia toksykologicznego (…)”

Powyższe badanie wykonano powszechnie stosowana metodą spektrofotometryczną. Metoda ta obarczona jest dużym błędem w zakresie niskich stężeń hemoglobiny tlenkoweglowej w badanym materiale. Fałszywe dodatnie wyniki mogą sięgać do 10-15% stężenia hemoglobiny tlenkoweglowej w badanej krwi. Dla tego też stwierdzona w tym przypadku zawartość hemoglobiny tlenkoweglowej w stężeniu 11% słusznie została uznana w „Orzeczeniu eksperta nr 1568-h”, jako nie istotna toksykologicznie. Niska wartość diagnostyczna zastosowanej metody sprawia, że wynik taki jest niemiarodajny i nie może być dowodem na przyżyciową ekspozycję na tlenek węgla.


Z nie małym zdziwieniem przeczytałem zdania odnoszące się do wiarygodności diagnostycznej zastosowanej metody. Tym bardziej, że metoda Fretwursta-Meinecke jest znana z literatury i stosowana na świecie od 1959 roku i długi czas była uważana za metodę pierwszego wyboru w ekspertyzach kryminalistycznych. Nawet IES przyznaje, że do dziś rutynowo używa tej metody.

Po przeczytaniu ostatniego zdania przyszło mi do głowy tylko jedno pytanie. Skoro metoda spektrofotometryczna ma niską wartość diagnostyczną i to przy próbce krwi względnie świeżej, to czemu z pomocą toż samej metody zespół Pani Basi szuka w ocieklinie gnilnej hemoglobiny i jej związków?
Smoleńsk: Kilka uwag do pracy biegłych.
Żeby było jeszcze smutniej zespół biegłych jest tak pewny otrzymanego wyniku negatywnego mimo potencjalnie niskiego stężenia związków hemoglobiny, że nawet nie spróbował potwierdzić efektów z metody spektrofotometrycznej za pomocą bardziej czułych metod np. chromatografii. I nie wynikało to z niedoborów sprzętowych w laboratorium, ponieważ przy innych badaniach toksykologicznych była wykorzystywana chromatografia łącznie ze spektrometrią mas. Ile zatem warte są takie badania i oparte na nich opinie odpowiedzcie sobie czytelnicy sami?
Smoleńsk: Kilka uwag do pracy biegłych.
Jeszcze trochę takich niespodzianek, a naprawdę zacznę wierzyć, że wszyscy powołani przez WPO biegli czerpią swoja wiedzę z lektury poradników dla pań i panów, a nie z dostępnej literatury naukowej. Tym bardziej, że nawet polskojęzyczna literatura Polskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Kryminologii, zawiera jednoznaczne wskazania, co do wyboru metody badawczej dla materiału zawierającego krew świeżą i krew gnilnie zmienioną.

Po lekturze audytu w części dotyczącej tlenku węgla doszedłem do wniosku, że autorzy tego genialnego w swej prostocie przekrętu mogliby troszkę się postarać, a nie tak na chama udowadniać, że stwierdzonego przez rosyjskich biegłych chemików tlenku węgla w organizmie ofiary nie było i z czystym sumieniem zamknąć temat. Ponieważ nie mam już siły pisać dezyderatów o możliwościach i ograniczeniach wspomnianej metody spektrofotometrycznej, przytoczę poniżej dalszą część zamieszczonej powyżej publikacji.Smoleńsk: Kilka uwag do pracy biegłych.
Jak widać metody spektrofotometryczne, do których zalicza się również zastosowana w Biurze Ekspertyz Sądowo Medycznych w Moskwie metoda Fretwursta-Meinecke nie jest tak tragiczna jak na to wskazują biegli z zespołu Pani Basi. Metoda ta jak wcześniej wspomniałem jest znana z literatury i stosowana na świecie od 1959 roku i długi czas była uważana za metodę pierwszego wyboru w ekspertyzach kryminalistycznych. Ciekawi mnie zatem, ilu oskarżonych i skazanych przed laty na długoletnie więzienia za morderstwo oraz późniejsze podpalenie dla zatarcia śladów zbrodni, przy tak skrojonej opinii mogło by skorzystać z jej dobrodziejstw, żądając na tej podstawie rewizji wyroków lub ilu zaczadzonych ludzi zmuszono do życia i pracy w warunkach zagrażających ich zdrowiu ponieważ wynik do 15% nie jest wiarygodnym świadectwem narażenia na tlenek węgla? Czy ktoś się zastanowił nad tym czytając taka opinię?


Na koniec tego wątku mam dla ekspertów Pani Basi złą wiadomość. Potwierdzeniem wiarygodności metody zastosowanej przez BESM dla niskich stężeń < 10% jest wynik badań jakie przeprowadził Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa. U jednej z ofiar (sektor 1 ciało nr 4) , osoby palącej, wbrew temu, co napisali rosyjscy chemicy w opinii końcowej swojej ekspertyzy, potwierdzono podniesiony poziom tlenku węgla. W próbie wykonanej z ociekliny nerki uzyskano wynik  9,4 % CO w organizmie. Wynik ten jest zbliżony do tego, co po opracowaniu danych pomiarowych z krwi zaprezentowałem w zeszłym roku na II Konferencji Smoleńskiej, gdzie dla uproszczonej metody arytmetycznej wynosił on 7,7% COHb, a przy zaprezentowanej poniżej analizie wynik 9,8% COHb jest całkowicie zbieżny z tym, który uzyskał IES po trzech latach od pobrania próbek z ciał ofiar i uwzględnieniu stopnia zaniku hemoglobiny i karboksyhemoglobiny w przechowywanym materiale w tym czasie. Warto też podkreślić, że wspomniana ofiara (sektor 1 ciało nr 4) paliła papierosa na pół godziny przed wejściem na pokład samolotu, co raczej nie jest bez znaczenia i wskazuje, że otrzymany wynik jest jak najbardziej prawidłowy, a tym samym wiarygodna staje się metoda oraz otrzymane z jej pomocą dane analityczne umieszczone w protokole z badań toksykologicznych wykonanych w moskiewskim BESM.
Smoleńsk: Kilka uwag do pracy biegłych.

Co prawda zawsze można zarzucić, że jedna jaskółka wiosny nie czyni, to jednak widząc korelacje pozytywnych wyników jestem coraz mocniej przekonany, że koniecznością jest szczegółowa analiza wszystkich dostępnych danych zawartych w ekspertyzach moskiewskiego Biura Ekspertyz Sądowo Medycznych, a nie tylko bezkrytyczne przepisywanie samych wniosków końcowych jak to czyni Międzyuczelniany Zespół Biegłych pod przewodnictwem prof. dr hab. n. med. Barbary Świątek oraz Instytut Ekspertyz Sądowych z Krakowa w ekspertyzie toksykologicznej wykonanej na zlecenie Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

I jeszcze jedna skromna uwaga do pracy Pani Basi i jej zespołu. Czy stwierdzenie u ofiary (sektor 5 ciało nr 19) emfizemy płuc (rozedmy płuc) przez rosyjskich biegłych jest tak nieistotnym szczegółem, że w części dotyczącej opiniowania w ramach audytu nie warto było napisać choćby jednego najmniejszego zdania na ten temat? Co zatem mają myśleć prokuratorzy i późniejsi czytelnicy audytu o tym problemie? A może mają nie myśleć nad tym bo to niewygodny element i lepiej go dla świętego spokoju przemilczeć?



http://stanzag.salon24.pl/611739,kilka-analiz-smolenskich-dotyczacych-co-i-fragmentacji-cial

https://www.salon24.pl/u/stanzag/708838,smolenska-medycyna-sadowa-suplement-dla-emerytowanych-pilotow

stanzag
O mnie stanzag

Chodzę pod prąd i myślę inaczej niż obecna większość wyborców.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka